Cupra Tindaya, koncepcja „zwierzęcia”, której celem jest przełamanie granicy między tym, co fizyczne, a tym, co cyfrowe

Cupra to obecnie jedna z najsilniejszych marek w Grupie Volkswagen. Na salonie samochodowym w Monachium zaprezentowała koncept Tindaya, który ucieleśnia jej niedaleką przyszłość.
Zabawna nazwa nawiązująca do tradycji Seata, ale także Cupry, nadawania swoim modelom nazw miast lub miejsc kojarzących się z Hiszpanią. Góra Tindaya to rzeczywiście wulkan na Wyspach Kanaryjskich, na wyspie Fuerteventura. Dlaczego więc nie miałaby ona trafić do przyszłego modelu produkcyjnego Cupry, po najnowszych modelach Tavascan, Terramar i innych z Formentorów?
W koncepcji Tindaya nawiązanie to widoczne jest w użytych kolorach, które przywodzą na myśl Ocean Atlantycki, z lekko niebieskawo-szarym akcentem z przodu, oraz bardziej miedzianymi refleksami z tyłu, oddającymi skalisty wygląd tej góry.
Miedziane nuty są częścią DNA Cupry i można je odnaleźć również w gigantycznych 23-calowych felgach. Te masywne koła idealnie komponują się z 4,72-metrową sylwetką „super SUV-a coupé”. Pojazd charakteryzuje się pięknymi proporcjami dzięki długiej masce i liniom, które podkreślają jego dynamiczny wygląd.

Linie, które nadają tej koncepcji bardzo „zwierzęcy” wygląd. Wyraźne zagięcia prowadzące do wyraźnie zaznaczonych tylnych barków, ujawniają zastosowanie włókna lnianego w skrzydłach, „ekologicznego” zamiennika włókna węglowego. Szklany dach ma nawet centralny rdzeń, który dopełnia ten mechaniczny szkielet.
Zwierzę do oswojenia dla kierowcy, którego wygląd już zachwyci: przednia część pojazdu skrywa czarną maskę pod światłami, która w rzeczywistości jest ekranem wyświetlającym animacje przy uruchamianiu, a także może wyświetlać projekcje na różnych powierzchniach.

Wystarczająco dużo, by zatrzeć granicę między światem fizycznym i cyfrowym: bardzo udana animacja pozwala nam zobaczyć, jak światło reflektorów przechodzi z projektorów na ekran, by za chwilę zniknąć w chmurze: bestia zasnęła i tylko czeka, żeby się obudzić.

Elektrycznie otwierane, obrotowe drzwi pozwalają podziwiać niezwykle futurystyczne wnętrze. Fotele zdają się lewitować, podtrzymywane przez konsolę środkową, która tworzy ciągłość między przodem a tyłem kabiny i pełni funkcję drugiego szkieletu po dachu. Kierowca ma wrażenie, jakby siedział w grze wideo, z kierownicą w kształcie wolanta i ogromnym wyświetlaczem wskaźników.

Wnętrze, które również gra bardzo organicznym aspektem, podkreślając różnorodność materiałów i ograniczając do minimum liczbę elementów sterujących i przycisków. Przycisk zmiany trybu jazdy przyjmuje oryginalny kształt szklanego pryzmatu zwanego „Klejnotem”. Naciskając jedną z trzech krawędzi, przechodzisz z bardzo zenowego otoczenia do dynamicznych animacji z dodatkowymi wyświetlaczami powiadomień u dołu przedniej szyby. Powrót do ultrapołączonego świata, kontrastujący z pragnieniem pozostania w „trybie samolotowym” podczas jazdy.
Ta koncepcja, choć futurystyczna, wciąż niesie ze sobą kilka przesłań. Oczywiście, chodzi o przyszłą ewolucję stylu Cupra, ale także o chęć ugruntowania pewnych zasad dotyczących architektury wnętrza. Już teraz zrywa z upowszechnianiem się ekranów pokładowych i przygotowuje na przyszłość, w której przyjemność z jazdy może pozostać rzeczywistością... pomiędzy dwoma mniej lub bardziej autonomicznymi trybami jazdy.
Co ciekawe, w okresie, gdy cel 100% samochodów elektrycznych w Europie do 2035 roku jest przedmiotem szerokiej debaty , koncepcja ta unika tematu motoryzacji. Oczywiście trudno sobie wyobrazić, aby nie uwzględniała ona zerowej emisji, zwłaszcza biorąc pod uwagę deklarowane dążenie koncernu Volkswagen, a tym samym Cupry, do jej demokratyzacji w nadchodzących latach. Drzwi pozostają otwarte i nadejdzie czas na dyskusję o tym, co będzie napędzać Tindaya. Początkowo jednak ten impas pozwala nam również głębiej omówić inne aspekty dynamicznie zmieniającej się branży motoryzacyjnej.
BFM TV